Your native language

عربي

Arabic

عربي

简体中文

Chinese

简体中文

Nederlands

Dutch

Nederlands

Français

French

Français

Deutsch

German

Deutsch

Italiano

Italian

Italiano

日本語

Japanese

日本語

한국인

Korean

한국인

Polski

Polish

Polski

Português

Portuguese

Português

Română

Romanian

Română

Русский

Russian

Русский

Español

Spanish

Español

Türk

Turkish

Türk

Українська

Ukrainian

Українська
User Avatar

Sound


Interface


Difficulty level


Accent



interface language

en

Lyrkit YouTube Lyrkit Instagram Lyrkit Facebook
Cookie policy   |   Support   |   FAQ
1
register / login
Lyrkit

donate

5$

Lyrkit

donate

10$

Lyrkit

donate

20$

Lyrkit

And/Or support me in social. networks:


Lyrkit YouTube Lyrkit Instagram Lyrkit Facebook
Taco Hemingway

Saldo '07

 

Saldo '07

(album: Szprycer - 2017)


Kiedy byłem mały chłopcem to paliłem kiepy
I śmieszne papierosy. Oni walili sety
Kroczyłem ulicami szeptem, nie byłem kretyn
Dziś moje kroki ciężkie słychać na kilometry
Lecz nie podnoszę głowy, dopóki nie minę mety
Jakieś dzieciaki chcą mnie podejść. No synek, gdzie ty?
Potykasz się o sznurowadła to wstawimy rzepy
Wy ciągle wszystko na poważnie, my bawimy się tym
Kiedyś ze śmiechu prawie płakał, gdy kleiłem wersy
Dziś na fejanku prosi trzy bilety
Dla swojej mamy, swojej siostry i dla swej kobiety
Zachowaj te pieniądze, w Taco Corp nie klepią biedy

To żaden wstyd kiedy kuszę los
Nie lecą łzy kiedy gubię coś
Jedynie gdy zgubą jest człowiek…
Wtedy czuję cios
Gdy mój mózg się zapuszcza w noc
Do moich drzwi znowu puka ktoś
A ja wiem że to jeszcze nie koniec

A gdy byłem młodzieńcem to się kochałem w tobie
Obwiniam ciebie za te fobie i słabe stopnie
Mieszkałem za blisko ciebie. Za daleko od niej
Masz po mnie parę fantów, może na Allegro opchniesz
Czekałem jakieś dwa tygodnie, może się ockniesz?
Kiedyś to wszystko było prostsze, tych parę dotknięć
Niwelowało cały odstęp. Dziś węszę podstęp
Gdy dzwonią telefony. Odbieram mówiąc “co chcesz?”
Na uprzejmości brak mi siły, także gadaj konkret
Przechodź od razu do tematu, czasu brak na oddech
Mieliśmy być dorośli a na twarzach nadal obłęd
Nie licz na ludzi, a jak musisz, sprawdzaj saldo potem

Zero miłości w naszym mieście, tej jedynej szukasz
Dwa razy wszedłeś do tej rzeki, do trzech razy sztuka
W tych czterech kątach spędzasz piątek i się pławisz w smutkach
Ten szósty zmysł… Siedem nieszczęść głupio patrzy z lustra

To żaden wstyd kiedy kuszę los
Nie lecą łzy kiedy gubię coś
Jedynie gdy zgubą jest człowiek…
Wtedy czuję cios
Gdy mój mózg się zapuszcza w noc
Do moich drzwi znowu puka ktoś
A ja wiem że to jeszcze nie koniec

Kiedy będę starszym panem, spojrzę pewnie w lustro
Zbieram owoce cierpliwości jak polecił Rousseau
Po co ci pełny portfel, jeśli na pogrzebie pusto?
Brak ludzi, którzy za twą duszę jakąś setkę chlusną
Kończę 30 w 2020
Chcę się wtedy cieszyć szumem drzew i dolców szelestem
Także zagram to co trzeba, jakiś koncert lub festyn
Zamiast zmieniać pensje na żetony robię investment
A więc jadę na występ. Jadę na występ
Nie piorę swych brudów publicznie, łapy mam czyste
Choć jeszcze nie jestem dorosły, już raczej nie chłystek
Siadam se w bistro, biorę beefsteak, obgadam biznes
Żaden garnitur, noszę jeansy i biały t-shirt
Oni gadają, płaczą, krzyczą a ja nic nie słyszę
To pieskie życie na okrągło chcą gonić jak hycel
Siedzę w obłokach i popijam szprycer

done

Did you add all the unfamiliar words from this song?