Jestem Raperem
(专辑: #nowanormalnosc - 2016)
I
co, siadam na konia i
wio, skurwysyny a
sio To jest SB Maffija I
co, wsiadam na konia i
wio, skurwysyny a
sio To jest SB Maffija to Ziomal Miało być dobrze, a
że wyszło lepiej to mało istotne Przestudiuj w
necie se naszą historię Dasz propsa wcześniej, to mało wygodne Dziś płoną pochodnie i
co? Skurwysynu i
co? Różnie było i
co? Dzisiaj się śmieję wam w
mordę Kiedy nudzą się wychodzą z
siebie, siebie SB zabija bo zła tonacja, taki ma odruch Wiesz kiedy raper wybucha gniewem? (Nie wiem) Gdy nie wyciąga nic na czysto jak jakiś autotune Nie ma dla ciebie technika znaczenia, weź zrób sobie przerwę w
jedynkach; diastema Mówią, że nie mam nic do powiedzenia a
to wszystko co mają do powiedzenia Mój fejm to niby jest ślepy traf, zjeść was to łatwiej niż przepić hajs Ci co nie chcieli kiedyś z
nami nagrać dziś chcą się zjednoczyć jak Fetty Wap Ty pizdo pachniesz Celine Dion, a
moje ziomy wciąż selling dope Zapłacisz haracz jebany idioto, to będzie twój kurwa street credit, won Moja laga coraz bardziej znana wśród groupies One się nachapią fejmu, muszę to z
siebie wyrzucić, łapiesz? Ja jestem raperem, więc obowiązki mam żadne Kiedyś truełeb gadał, dzisiaj spluwa jak gada łajzo To znaczy, że się opłaca gun talk Nadal pozdrawiam zazdrośników, przecież gwiazda ze mnie Wierzę w
tych co w
razie przypału wysłaliby rakietę To tak grube, że się dziwię, że ślina ma siłę to przynieść na język Co za delivery, kocham te litery, wokal zmienić w
przemysł Tu była linia produkcyjna, pójdę do burdelu i
go zamknę Bo je wszystkie rozkurwię, nawet egocentrycy dziś się kręcą wokół mnie Jak przyjdzie nowa fala nie przesiąknę, taki progres, że mnie ganiaj teleportem Oni do granicy gminy a
ja świat se przemierzam Pojawiam się i
znikam; fanpage Pezeta Jak raz ci wejdę w
playlistę, nie wyjdę już; żarówka z
ust Miało być dobrze, a
że wyszło lepiej to mało istotne Przestudiuj w
necie se naszą historię Dasz propsa wcześniej, to mało wygodne Dziś płoną pochodnie i
co? Skurwysynu i
co? Różnie było i
co? Dzisiaj się śmieję wam w
mordę Patrząc w
przeszłość, robię za dużo jak Bo Jackson, i
na dobre mi wychodzi to Powiedz tym hejterkom, że mój sukces mnie paraliżuje przez co nawet już nie boli to Błędów nie analizuję, to za dużo mnie kosztuje jak bilety na pendolino, jak pieprzony sort Najpierw ziomy, później wrogi wzrok, to przez trajektorii zwrot Tu nie możesz trzymać obu stron jakbyś walił konia Ja nigdy nie zacząłem panikować, chociaż mogłem się załamać, z
nimi walić towar Odrodziłem się jak łazarz by zaryzykować, to ziomal No i
gdzie to mnie przywiało teraz, jestem gdzieś po drugiej stronie kabla No bo było mi za mało zbierać resztki tego czego nie zdołali zabrać A
dziś tak to bangla, tysiąc kumpli więcej, chcieli w
ściemę zagrać Chcą podawać ręce, ich prawda w
lombardach A
automat w
szczęce, pieprzą co wypada, pieprzyć, ja to pieprzę Zmieniam się na lepsze i
nie czuję ran, spóźniony na lekcję, mając własny plan Słyszałem, że nie chcę wbić się w
wyższe kręgi Kto podniesie pensję do potęgi? Nawet po zaczepkach łaki nie podskoczą do nas Te parole marne co ich zjadam na śniadanie Lubię gdy poprzeczka jest wysoko postawiona Wtedy wpadam w
pole karne i
wpierdalam brazilianę, bang Bit wali po garach, opada kopara ci w
dół Nie muszę się starać by złamać cię zaraz tu w
pół Dzwoni mi tu Beezy z
zaproszeniem na szybkości W
obronie dewizy na scenie nie ma już miłości I
mogę, wbić się porapować gości, z
takimi wersami co mogą porachować kości, i
ogień SB Maffija i
Bezczel, kto jeszcze tu nieźle nawija, i
co Miało być dobrze, a
że wyszło lepiej to mało istotne Przestudiuj w
necie se naszą historię Dasz propsa wcześniej, to mało wygodne Dziś płoną pochodnie i
co? Skurwysynu i
co? Różnie było i
co? Dzisiaj się śmieję wam w
mordę